sobota, 9 kwietnia 2016

Bardzo spontaniczny post&Dama w vanie

No cóż, przed chwilą na to trafiłam i pomyślałam sobie, kurczę, to o mnie. Odsuwam się od ludzi, bo nie zawsze mam ochotę z nimi rozmawiać, wolę czytać... tylko później odnajduję się w momencie, gdy oni sami nie bardzo chcą ze mną rozmawiać, ponieważ mają swoich znajomych, a ja jestem jakąś dziwną dziewczynką która czyta sobie w kąciku. Średnio na jeża to działa, bo mi samotno.


A z wydarzeń bardziej pozytywnych, wróciłam właśnie z kina. Dama w vanie. Interesujący film, jeden z tych poważniejszych, "dorosłych", opowiada historię starszej bezdomnej kobiety mieszkającej w vanie, którym jeździ po jednej ulicy i co jakiś czas zatrzymuje się przed innym domem. Na tę ulicę sprowadza się nasz główny bohater, Allan, jest pisarzem i (to chyba mój 6 zmysł yaoistki) gejem. Spokojnie, wątek ten nie jest wyeksponowany i nie jest to nawet powiedziane wprost. Ale ja nie o tym. Dama z vana jest starą dziwaczką, śmierdzi, nie chce pomocy opieki społecznej... tak, brzmi znajomo? Dla mnie tak, miałam okazję zetknąć się z takimi ludźmi. Nie zapominajmy, że bezdomnym nikt się nie rodzi. To, że ktoś tak skończył nie zawsze definiuje go jako człowieka, który z własnej głupoty zniszczył sobie życie, nie robi z niego menela i pijaka. To naprawdę bywają ludzie inteligentni, wykształceni, którzy coś w życiu osiągnęli, a później się posypało. Bo są wydarzenia, na które nie mamy wpływu. A nawet człowiek przegrany ma swoją dumę, godność i poczucie wstydu. Nie jest łatwo schować to do kieszeni i przyjąć pomoc. Nie jest też łatwo odpowiedzieć sobie na pytanie czy powinno się forsować takich ludzi do przyjmowania tej pomocy czy zostawić ich samych sobie.

Dorzucam jeszcze motyw muzyczny, bo nie chce mi wyjść ta piosenka z głowy, refren jest cudownie zaśpiewany :) 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz